sobota, 21 czerwca 2014

Fundacja Azyl dla Królików

Cześć! 
Nie mam dla Was najlepszych wieści. Jeżyk Alfred musiał być poddany eutanazji. Obrażenia zewnętrzne były niczym, w porównaniu z tym jakie spustoszenie miał np. w mózgu czy w otrzewnej. Nie będę opisywała szczegółów, ponieważ są zbyt drastyczne... Chcę też podkreślić, że to nie ja podejmowałam decyzję w sprawie uśpienie. Alfred został przekazany pod opiekę największym fachowcom z fundacji, która od lat zajmuje się pomocom jeżom. To właśnie ich weterynarz podjął decyzje, ale w 100% się z nią zgadzam, ponieważ jeżyk nie miał szans na  przeżycie. 

Przejdźmy teraz do weselszych wydarzeń. :) Dziś byłam na Drzwiach Otwartych Fundacji Azyl dla Królików w Toruniu. Nie będę się rozpisywać o samej organizacji, tu macie linka i możecie poczytać o nich więcej http://www.azyl.torun.pl/
Na pikniku w azylu było naprawdę świetnie! Miła atmosfera, wspaniali ludzie i oczywiście KRÓLIKI! Pełno małych i dużych uszatych do głaskania. Z atrakcji najbardziej przypadły mi do gustu prelekcje "naszego" weterynarza odnośnie chorób układu pokarmowego u królików. Poza tym świetnie spędziłam czas w gronie miłośników zwierząt. 

Przyniosłam też królom kilka smakołyków i zakupiłam pamiątkowy magnes i długopis. :) 







wtorek, 17 czerwca 2014

Tragiczna historia jeżyka Alfreda - UWAGA DRASTYCZNE ZDJĘCIA!

NA WSTĘPIE PRAGNĘ PODKREŚLIĆ, ŻE ZDJĘCIA W TYM POŚCIE BĘDĄ WYJĄTKOWO DRASTYCZNE I NIE NADAJĄ SIĘ DLA OSÓB O SŁABYCH NERWACH.

Witajcie, miałam zamiar napisać do Was coś wesołego w związku ze zbliżającymi się wakacjami. Jednak wydarzenia ostatniego wieczoru nie należą do najweselszych. 

Otóż w poniedziałek  po 21 moja mama dostała telefon od Pani z "jeżowej fundacji" z prośbą o zajęcie się chorym jeżem przez 1 dzień, aż owa Pani będzie mogła po niego przyjechać(nie miał się kto biedakiem zająć) 
Gdy mama pojechała po jeża do naszego zaprzyjaźnionego gabinetu wet. okazało się, że jest to maleństwo, totalna kruszynka.
Jeżyk Alfred(tak już nadałam mu imię) jest silnie poturbowany. Nie ma w zasadzie (patrząc na ludzkie) całej twarzoczaszki.
Kiedy przyjechał był totalnie wycieńczony. Nakarmiłyśmy go glukozą ze strzykawki i dałyśmy mu ciepły termofor.

Dziś jest już lepiej(rana brzydko pachnie, ale cóż, przemywamy rywanolem i nic więcej na razie zrobić nie możemy). Maluch biega, stara się wąchać(chyba nic nie widzi), czasem nawet się obraża, gdy próbuję mu wcisnąć zbyt dużo glukozy. :) 

Jest trochę niespokojny, ale po jedzeniu zasypia i śpi aż do kolejnego posiłku( co 2-3 h jest karmiony). 

Nadal nie wiadomo, czy Alfred(a może to dziewczynka?) przeżyje. Ma ogromną wolę walki i siłę do życia, tak jakby nie dostrzegał rany i bólu. Jednak nie wiadomo, czy nie ma poważniejszych obrażeń np. wewnętrznych. 
Trzymam za niego kciuki i proszę Was o to samo. 


Odnośnie konkursu to nie otrzymałam odpowiedniej liczby zgłoszeń.